Moda na szmateksy

14 czerwca 2008 1 przez

Lumpeksy, szmateksy, secondhandy. Jakkolwiek by ich nie nazywać, sklepy z używaną odzieżą przestały być miejscem w którym wstyd się pokazać.

Obecnie przeżywają oblężenie, szczególnie w dniu dostawy, kiedy to klienci potrafią nawet pobić się o upatrzoną rzecz. Moda na ubieranie się w secondhandach przywędrowała z zachodu i do Mielca.

Lubią secondhandy.
Paweł Babula, właściciel dużej hurtowni z odzieżą używaną w Mielcu z całą pewnością może stwierdzić, że jego pomysł na biznes okazał się trafny: – Okazuje się, że mielczanie potrzebowali takiego miejsca, więc staramy się spełniać ich oczekiwania odnośnie towaru poprzez sprowadzanie dla nich odzieży najwyższej jakości z naszych hurtowni w Anglii.
Część osób kupuje używane rzeczy na pewno ze względów finansowych. Nowe rzeczy są bardzo drogie, a w sklepach takich jak ten można ubrać się za kilka złotych. Do tego odzież, którą sprowadzamy jest często markowa i w dobrym stanie. Niekiedy można znaleźć coś zupełnie nowego, jeszcze z metkami – twierdzi właściciel hurtowni.

Jak w Londynie i Paryżu
Justyna, studentka z Mielca dodaje: – Ja przychodzę tutaj z dwóch powodów. Pierwszy to oczywiście ten finansowy, wiadomo, że studenckie portfele wypchane nie są. Ale nawet jeśli byłoby mnie stać na kupowanie wyłącznie w sklepach z nową, markową odzieżą, to i tak przychodziłabym tutaj. Nie lubię wyglądać jak wszyscy, cieszy mnie gdy znajdę ładną rzecz, która jest unikatowa i mam pewność, że nie spotkam nikogo w czymś podobnym.
I trudno się z tym nie zgodzić. W firmowych sklepach znajdujemy kilkanaście podobnych modeli z danej kolekcji, w całej dostępnej rozmiarówce, podczas gdy secondhandy zapewniają raczej rzeczy w pojedynczych egzemplarzach. W Mielcu wzorem większych miast europejskich zaczęła się moda na poszukiwanie oryginalnych, ciekawych rzeczy z drugiej ręki. W sklepach z taką odzieżą spotykają się bardzo różni ludzie, z różnych warstw społecznych. – Mogę śmiało powiedzieć, że trudno określić grupę docelową klientów. Przychodzą tu ci biedni i bogaci. Studenci i emeryci. Artyści, lekarze… generalnie takie miejsca są dla ludzi z fantazją, szukających swojego stylu – twierdzi Paweł Babula.

Jak na polu bitwy
I faktycznie ilość klientów, którą można zastać w dniu dostawy potwierdza wcześniejsze słowa właściciela hurtowni. Kilkadziesiąt osób w każdą środę i sobotę wyczekuje pod jej drzwiami na otwarcie nawet pół godziny wcześniej. To, co dzieje się tuz po otwarciu niejednego wprawiłoby w osłupienie. Walka o pierwszeństwo po koszyk, a następnie sprint do działu z koszulkami, bluzkami, czy spodniami. Niekiedy można odnieść wrażenie, że rzeczy niemal fruwają w powietrzu, a w koszykach znajdują się przypadkowo. Kiedy selekcja odzieży na wieszakach zostanie dokonana, a koszyk nie mieści już większej ilości ubrań trzeba wybrać to, co faktycznie chce się kupić, a niechciane rzeczy i tak na pewno znajdą nabywcę. Nie udało się nic wyszukać? To nic, za kilka dni znów dostawa…
(Bin)

News odzyskany z archiwalnej wersji.