Wilki w Mielcu

10 września 2007 2 przez

Jest tu już cała wataha, która osiedliła się na stałe. Czyszczą las z dzikich psów. Czasami przyglądają się ludziom i ich osiedlom.

Wilki od kilku lat zamieszkały pod Mielcem. To kolejny sukces leśniczych, którzy chcą by w tutejsze lasy wróciło jak najwięcej gatunków zwierząt.
Kilkanaście lat temu mieleckie lasy, będące pozostałością Puszczy Sandomierskiej, wyglądały jak opustoszały. Nie wiele było zwierzyny, wysychały potoki i z nimi las. Leśnicy z Nadleśnictwa Tuszyma postanowili działać.

Zaczęło się od bobra
– To był rok 1995. Zauważyliśmy spadek wód gruntowych. Chcieliśmy też odtworzyć zwierzęta, które tu były. Zainstalowaliśmy kilka rodzin bobrzych. Wcześniej robione były pewne zabiegi by te zwierzęta się tutaj osiedliły. To było pomiędzy Papiernią, a Łużem. Na tamtejsze źródliska wpuściliśmy bobra – opowiada Zygmunt Jurasz, Nadleśniczy z Tuszymy. To był wielki sukces leśniczych. Bobry żyją tam do dziś i szybko zaczęły się rozmnażać. Dziękować za to może na przykład ośrodek wypoczynkowy w Rzemieniu. Być może dzięki temu udało się uratować ciek wodny, który zasila tamtejsze stawy. Kiedyś zaczynał się on na Łużu, ale zaczął wysychać. – Dojrzałe osobniki bobra są wypędzane by zasiedlały nowe tereny – opowiada nam Jurasz. To sprawiło, że te zwierzęta pojawiły się w Wisłoce i Wiśle. Tam zamiast typowych żeremi, kąpią jamy. – Mieszkają w brzegach, a wejścia mają pod wodą. Jednak sam jama jest nad powierzchnią wody. Czasami można wpaść tam, gdy załamie się sklepienie. Sam miałem taką przygodę. Musiałem szybko uciekać – wspomina nasz rozmówca. Uciekał, bo mocny uścisk zębów bobra może pogruchotać kości.

I pojawiła się woda
Bobry szybko zmieniły wysychający las w teren, w którym wody było pod dostatkiem. Pojawiły się rozlewiska. Gdy kłusownicy przestali polować na wydrę, ta szybko znalazła idealne warunki w lasach Nadleśnictwa Tuszyma. Teraz jest w każdym wodnym zbiorniku. Mokry las to także świetne miejsce dla olbrzymich łosi. – Przyszły do nas na stałe. Są spotykane w trzech miejscach. Tutaj odbywają bukowisko, czyli swój okres godowy – informuje nadleśniczy z Tuszymi. Teraz członkowie koła łowieckiego Łoś mają inny plan. W lasach Piątkowa uruchomili hodowlę danieli. – To takie zwierzę większe od sarny, ale mniejsze od jelenia – wyjaśnia Zygmunt Jurasz. Na razie daniele żyją w zagrodzie, ale myśliwi chcą wypuścić je w przyszłości na wolność.

Tylko lisów za dużo
Leśniczych i myśliwych martwi za to olbrzymia ilość lisów. Szczepione na wściekliznę, chorobę, która naturalnie ograniczała ich liczebność, rozmnażają się bardzo szybko. Doskonale zaczynają się czuć nawet wśród zabudowań. – Zaraz za budynkiem mamy lisie nory. My o godzinie 15 kończymy pracę, a o 16 już potrafią wylegiwać się na schodach – opowiada nadleśniczy Jurasz. Myśliwi robią co mogą by zmniejszyć liczebność lisa, jednak na razie przypomina to walkę z wiatrakami. A jeśli byłoby ich znacznie mniej można spróbować osiedlić w mieleckich lasach rysia. Lisów jest tak dużo, że zimą w poszukiwaniu pożywienia zwiedzają ulice Mielca. Regularnie były widywane na ulicy Wyszyńskiego i Alei Ducha Świętego.

Żywił się odpadkami
– W mieście mało kto o tym wiem, ale w granicach administracyjnych Mielca żyją wilki – mówi Jurasz. Te przyszły na tereny Nadleśnictwa Tuszyma już kilka lat temu. Tu się osiedliły i spokojnie żyją. Jest jedna wataha, przynajmniej kilka sztuk. Nadleśniczy Jurasz przypomina, że wilki nie są nowym gatunkiem, tylko powróciły w swoje naturalne siedlisko. – Przecież w 1964 czy 5 roku w Mielcu był wilk. Odstrzelony został przy starej rzeźni nad Wisłoką. Był już tak stary i zniedołężniały, że przychodził tam żywić się odpadkami – relacjonuje. Leśnicy widują tropy już w lasach leżących na terytorium Mielca. – Można to łatwo stwierdzić po tropach – dodaje nasz rozmówca. Można być prawie pewnym, że jest tu tylko jedna wilcza rodzina. – Pilnują swojego terytorium, znaczą sobie teren. Potrafią rozróżnić zapach osobnika ze swojego stada i z innego. Nie wchodzą sobie w drogę – wyjaśnia Zygmunt Jurasz.

Kanapowce bez szans
Okazuje się, że natknąć się na wilka może praktycznie każdy, kto zapuści się w głąb lasu. – Jechała sobie rowerowa wycieczka. Wilk wyszedł i zagrodził im drogę. Przypatrywał się im. Uczestnicy wycieczki zdążyli jeszcze zrobić zdjęcia i wilk sobie odszedł – mówi Jurasz. Wilki wyczyściły las z dzikich i wałęsających się psów, z którymi leśnicy mieli problemy. – Zdarzało się, że ktoś celowo zostawiał w lesie psa. Wilk takiego kanapowca szybko wytropi i zabije. To taki leśny sanitariusz. Przecież domowy pies nie znajdzie sobie pożywienia w lesie i w efekcie padnie z głodu – dopowiada nadleśniczy. Zdarzało się, że wilki pojawiały się też w pobliżu ludzkich osad. Kiedy gospodarze na swoich polach zostawiali na noc psy, by te pilnowały uprawy przed dzikami, rano znajdowały tylko resztki swoich pupili. Pojawienie się wilków przekreśliło też szanse hodowli muflonów, czyli dzikich owiec. Te są naturalnym pożywieniem wilka, który szybko upolował osobniki przywiezione do Tuszymy. – Ale nigdy się nie zdarzyło by wilk atakował ludzi. Ma tyle pożywienia, że nie ma potrzeby. Zaatakować może tylko w obronie młodych. Wystarczy, że małe zapiszczy ze strachu. To działa tak samo jak w przypadku dzików – wyjaśnia nadleśniczy z Tuszymy.

Pilnują łąk
Na śródleśnych łąkach Nadleśnictwa Tuszyma żyją jeszcze inne, bardzo wyjątkowe, zwierzęta. To koniki polskie, przypominające legendarne tarpany. Żywią się głównie trawami i dzięki temu stały się naturalną kosiarką łąk. – Cieszy nas to, bo dzięki temu nie ma tam wysychania traw i zagrożenie pożarowe nie występuje – dopowiada rozmówca Wizjera Regionalnego. Koniki polskie żyją na wolności, jednak teren, w którym występują, jest ogrodzony. Po to, by nie wychodziły rolnikom na pola. Nadleśniczy Jurasz jest pod wrażeniem samodzielności tych zwierząt. Same potrafią sobie znaleźć pożywienie, tylko w zimie wymagają wsparcia człowieka.

Przemysław Cynkier

News odtworzony z archiwalnej strony.