Życie przegrali na maszynach

29 grudnia 2007 1 przez

Są praktycznie w każdym pubie lub barze. Stoją gdzieś w kącie, na oku barmana. Przy nich pochylone postacie. Gorączkowo pakują w nie pieniądze i uderzają w przyciski. Tak mieleccy hazardziści przegrywają swoje życie na maszynach.

Na pierwszy rzut oka niewiele się różnią od legendarnego jednorękiego bandyty. Ale to tylko, najczęściej już elektroniczne, maszyny hazardowe. Na żetony lub bilon. Zamiast wajchy są przyciski. Niesamowicie popularne w Mielcu.

Żaden powód do dumy
Na nich gra pewnie i tysiące mielczan, stałych klientów barów. Ci najwytrwalsi, gdy wchodzą do lokalu, to barman wie już, co podać. Biorą do ręki piwo i wędrują przed maszynę. Ładują w nią swoje pieniądze. – Różnie zaczynają. Ale jedno jest pewne, by wygrać wiele, trzeba wiele wrzucić – mówi nam jeden z mieleckich hazardzistów. Ani on, ani nikt inny, nie przyzna się do grania. – Bo to żaden powód do dumy jest – mówi. Jego dziewczyna wiele razy robiła mu awantury, wystarczy, że odkryła, że idzie do lokalu, gdzie gra. Jego rekord? Mówi, że raz wyciągnął tysiąc złotych, a wrzucił ledwie kilkadziesiąt. – Ale wątpię by to się kiedyś powtórzyło – dodaje.

Płacz i załamanie
Nasz rozmówca opowiada, że praktycznie każdy grający ma swoje porażki. O sukcesach może mówić nie wielu. – Był kiedyś pewien facet. Zawsze przychodził do knajpy po wypłacie. Stawał przy maszynie i grał. Wierzył, że mu się uda, że swoją skromną wypłatę pomnoży. I z reguły przegrywał. Stopował, jak mu w kieszeni zostawało sto złotych. Wtedy z łzami w oczach, załamany wychodził. Pytał się jeszcze co ma w domu żonie powiedzieć – relacjonuje nasz rozmówca. Ale za chwilę przytoczył jeszcze jedną, wstrząsającą historię. – Był dyrektorem w dużej firmie. Zarabiał sporo kasy. Czas wolny poświęcał maszynom. Miał co w nie wrzucać. Pochłonęło to go całkowicie. Zadłużał się. Ludzie chętnie dawali, bo wiedzieli, że ma dobrą pracę. Ale… przegrał z maszynami. Grał i grał. Wyleciał z roboty. Teraz, jak otrząsnął się po szoku, zimą odśnieżał podobno dachy. Długi będzie spłacał jeszcze wiele lat – dopowiada mielczanin.

Nie ma sposobu
– Wiem! Rozgryzłem ten cholerny automat! Wrócę jutro z gotówką i na pewno zgarnę wszystko – te słowa często padają w mieleckich lokalach. Zdaniem graczy to już ostatni dzwonek by się opamiętać i przestać grać. – Nie da się rozgryźć tych maszyn. Owszem są osoby, które coś wyliczają. Spędzili całe godziny rozmyślając nad maszynami. Ale w końcu i tak się pomylą – przekonuje rozmówca Wizjera Regionalnego. Choć? Podobno w jednym z lokali w centrum jest taki automat, który został rozgryziony przez jednego z klientów. Ma być nim rzekomo jeden z kibiców Stali Mielec. Wie kiedy ma grać, by mu się to opłaciło. – Wrzuca jakieś drobne i patrzy co się będzie działo. Często po chwili stwierdza, że nic nie wygra i… wychodzi. Wraca następnego dnia i zgarnia kasę – tak głosi wieść. Najwyższą wygraną w Mielcu jest, prawdopodobnie, kilkanaście tysięcy złotych. Ale ponad tysiąc złotych gracz wrzucił w maszynę.
JM

News odzyskany z archiwalnej wersji.