Żołnierz straszy na Smoczce? | Wizjer Regionalny

22 lutego 2008 2 przez

Czy to duch radzieckiego żołnierza straszy w lesie na obrzeżach Mielca? Kierowcy mówią o tajemnej postaci, która pojawia się na drodze.

W czasie II wojny światowej prawdopodobnie zmarł tam czerwonoarmista, który próbował zniszczyć leśną kapliczkę. Kierowcy jeżdżący drogą z Mielca do Kolbuszowej nocą opowiadają, że na jezdni widują szarą postać. Pojawia się i po chwili znika gdzieś w ciemnościach. Zjawa widywana jest w okolicy kapliczki maryjnej tuż przy granicach miasta. Być może to duch żołnierza, który w czasie II wojny światowej próbował ją zniszczyć.

Przebiega przez drogę
Jeden z naszych czytelników opowiada o dziwnym spotkaniu gdy wracał nocą do Mielca z wyprawy w góry. Mówił, że zaczynało świtać. – Dojeżdżałem do kapliczki. Ktoś przy niej musiał być wieczorem bo paliła się jakaś świeca. Na drodze było pusto, więc jechałem na długich światłach. Nagle słup światła został przerwany. Wyglądało to tak, jakby ktoś mi przebiegł przez drogę. Zatrzymałem się, rozglądałem, ale nikogo nie było – relacjonuje mężczyzna. Inne relacje mówią o szarych lub czarnych postaciach wyłaniających się na poboczu. Jednak gdy kierowcy dojeżdżają do miejsc, gdzie widzą te tajemnicze osoby… ich tam nie ma.

Nie strzelaj, to Matka Boska
Tuż za granicami miasta, w lesie usytuowana jest okazała kapliczka maryjna. Powstała jeszcze przed wojną. Losy kapliczki w okresie II wojny światowej znane są tylko w niewielu szczegółach. Prawdopodobnie do końca 1944 r., kapliczka nie uległa żadnym uszkodzeniom mimo, że okupant niemiecki miał w okolicy poligon ćwiczeniowy artylerii oraz obóz jeńców wojennych. Naprzeciw kapliczki, po drugiej stronie drogi, na niewielkim pagórku, znajduje się też kilka grobów żołnierzy niemieckich, którzy prawdopodobnie zginęli w walkach z polską partyzantką. Pod koniec wojny znajdujący się tam obraz uległ całkowitemu zniszczeniu. Świadkiem tego był woźnica Jan Kozioł. To zdarzenie znane jest z relacji wnuczki, nauczycielki Technikum Ekonomicznego w Mielcu. – Mój dziadek został zmuszony przez żołnierzy radzieckich do przewiezienia wozem konnym kilku schwytanych żołnierzy niemieckich do obozu jenieckiego. Jeden z konwojujących żołnierzy zauważył przy drodze kapliczkę i… pyta: czto eto? Woźnica odpowiada, że to jest kapliczka z obrazem Matki Boskiej. Pytający żołnierz mówi: Będę strzelał…. Drugi konwojujący upomina: Nie strzelaj, bo to Matka Święta…. Ten jednak zaklął bluźniąc…, i oddał serię do obrazu. Po chwili okazało że radziecki żołnierz, który strzelał jest ranny w oko…. i broczy obficie krwią! Pozostawiono go więc na miejscu, a konwój ruszył dalej z jeńcami w kierunku Przyłęku – czytamy w relacji z tego wydarzenia. Niewiadomo co stało się z pozostawionym żołnierzem. Prawdopodobnie mógł błąkać się po lesie i gdzieś w pobliżu skonać.

Ślady pozostały
Czyżby to właśnie duch żołnierza straszył na drodze Mielec – Kolbuszowa? Dziwny przebieg miały też próby usunięcia śladów po strzałach w obrazie. Mieszkańcy starali się naprawić uszkodzony obraz. Ale za każdym razem dolepiane części odpadały odsłaniając ślady po kulach. Historia uparcie o sobie przypominała, aż zdewastowany obraz wymieniono na nowy. Wygląda na to, że teraz tamte wydarzenia ma przypominać pozostawiona na Ziemi, dusza napastnika z Armii Czerwonej.
Jan Mazur

News odtworzony z archiwalnej strony.